Z krótkiej rozmowy z Leą podczas jazdy dowiedziałem się tyle, że cała ceremonia przed igrzyskami zostanie nieco przyśpieszona. Pierwszego dnia, czyli jeszcze dzisiaj, wystąpimy na Paradzie Trybutów, i odpowiemy na kilka pytań przed Caesarem Flickermanem. Potem przez następne trzy dni będziemy brać udział w treningach, a kolejnego dnia stawimy się do oceny indywidualnej. Jak się okazało część mieszkańców Kapitolu, ci którzy chcieli i nadal chcą organizowania Głodowych Igrzysk, została wtajemniczona w cały plan. Inaczej nie mielibyśmy przed kim dzisiaj występować.
W Ośrodku Szkoleniowym znajduje się apartament zaprojektowany specjalne dla trybutów. Mieszkamy tam do rozpoczęcie igrzysk. Każdy dystrykt otrzymał na wyłączność własne piętro. Wystarczy wejść do windy i wcisnąć guzik z numerem swojego dystryktu. Nic prostszego.
Najwyraźniej Lea jest nie tylko naszą opiekunką ale także przejęła obowiązki mentora. Podczas jazdy windą opowiada nam o tym, że mimo małej publiczności ten rok będzie nadzwyczaj wyjątkowy. Zastanawiam się czy słowo wyjątkowy oznacza dla nas coś dobrego czy całkiem na odwrót.
-Zobaczycie, będziecie zachwyceni tym co Kapitol dla was szykuje -Lea jest do granic rozentuzjazmowana.- Specjalna arena, specjalny apartament. Wszystko co najlepsze.
-Zachwyceni czym? Nieuchronną śmiercią na naszej specjalnej arenie? -Wzburzam się.
-Zachwyceni czym? Nieuchronną śmiercią na naszej specjalnej arenie? -Wzburzam się.
W tym samym czasie winda otwiera się na naszym piętrze.
-Tym, że chociaż trafiliście tu na chwilę możecie się tym wszystkim cieszyć. -Gestem pokazuje na wielki, luksusowy apartament, do którego właśnie weszliśmy. Wielkie okna, marmurowe ściany we wszystkich odcieniach błękitu, złote krzesła i stoły po brzegi wypełnione wytrawnymi potrawami i deserami. To wszystko jest po prostu piękne. Mam ochotę odszukać moją sypialnię, rzucić się na łóżko i po prostu usnąć. Tak jakby czytała w moich myślach, Lea mówi:
-Macie pół godziny by się ogarnąć, potem bierzemy się do roboty. Dzisiaj czeka was ciężki dzień.
Nie trzeba mi dwa razy powtarzać. Odszukuję swoją sypialnię, która jak się okazuję jest tysiąc razy większa od mojej starej sypialni w czwartym dystrykcie. Postanawiam najpierw się ogarnąć i przebrać w jakieś wygodniejsze ubrania, które zapewne znajdę w ogromnej szafie, która stoi na samym środku pokoju, a następnie chwilę odpocząć.
Czas szybko mija i po chwili słyszę jak Lea woła nas na szybki posiłek. Niechętnie wstaję z łóżka i dłońmi wygładzam błękitną koszulkę polo, którą sobie wybrałem. Mam na sobie także szare, dresowe spodnie, które są chyba jedynymi tutaj w miarę normalnymi. Posiłek zjadamy szybko, składa się on z całej serii rożnych dań o nie znanych mi nazwach. Przy stole nikt nie rozmawia, nikt się nie śmieje. Tylko Lea co jakiś czas posyła nam dyskretne uśmiechy.
-Za chwile powinni zjawić się wasi styliści. Tylko przywitajcie ich ładnie. - To jedyne co mówi.
Po chwili słyszymy charakterystyczny odgłos świadczący o tym, że winda właśnie wjechała na nasz poziom. Wychodzą z niej dwie osoby. Mężczyzna i kobieta mniej więcej w tym samym wieku, ubrani w identyczne stroje składające się ze śmiesznych, typowo kapitolińskich kombinezonów w kolorach różu i fuksji. Kobieta swoje kasztanowe włosy uczesała w ogromny kok, oczy i usta pomalowała w wyzywający sposób, a do kombinezonu przypięła mnóstwo różowych kwiatów. Mężczyzna ma szczupłą twarz, na której pojawił się kilkudniowy zarost. Jego skóra jest koloru kawy z mlekiem, a oczy są lekko pomalowane czarną kredką.
-Jonathan i Michelle tak? -mówi kobieta. -Jestem Iris, a to Vamos, wasi styliści. Pomożemy wam dobrze się dziś zaprezentować. Mi przydzielili Michelle a Vamosowi Jonathana. Spotkamy się tu za godzinę, kiedy już wybierzemy wam stroje na Paradę. -mówi, po czym bierze Michelle pod rękę i odchodzi.
-Witaj, Joanthan.- rzuca Vamos.
-Witaj. - odpowiadam cicho.
-Chodź, mam coś specjalnie dla ciebie.
Wchodzimy do mojego pokoju. Vamos rzuca na łóżko stylizację schowaną w pokrowcu, którą przyniósł tu ze sobą. Podchodzi do szafy i szuka w niej czegoś, po czym rzuca przez ramię:
-Mamy tylko godzinę, więc lepiej się nie ociągać.
Przytakuję głową.
Vamos podchodzi do stylizacji leżącej na łóżku i rozsuwa zamek pokrowca. Chcę zobaczyć co się w nim znajduje ale stylista zasłania mi widok ramieniem. Kładzie strój na łóżku, lekko go wygładza, po czym oznajmia, że mogę już zobaczyć.
Spodziewałem się różnych projektów, ale to co teraz widzę po prostu zabiera mi mowę. To coś na wzór granatowych majtek na szelkach ze złotej liny.
-Nie założę tego. -parskam.
-Oczywiście, że założysz. Chyba, że wolisz wystąpić w dresach i koszulce polo. -wskazuje na moje ubranie- to jest show, musisz jakoś się wyróżnić.
-I ubrać się jak męska dziwka? Nie dzięki. -odgryzam się.
Podchodzi do mnie, kładzie mi dłonie na ramionach i zbliża twarz.
-Założysz to czy tego chcesz czy nie. Zrozum, że chcę ci pomóc. -mówi głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Trochę się go boję, więc łapię strój i zmierzam z nim do łazienki by go ubrać. Katem oka widzę uśmiech tryumfu na jego ustach, więc rzucam mu wrogie spojrzenie. Zamykam za sobą drzwi, po czym siadam na wielkiej, ceramicznej wannie. Z całych sił ciskam strojem o podłogę, jednak od razu go podnoszę i przypatruję się mu dokładnie. To jakaś porażka.
-Muszę się wyróżnić. Muszę zabłysnąć. -szepczę sobie, kiedy wciskam kreację na siebie. Strój jest bardziej obcisły niż myślałem. Może Kapitolińczyków coś takiego rajcuje ale ja czuję się w tym okropnie. Powoli wychodzę z łazienki. Vamos czeka już przed lustrem by zająć się moją fryzurą. Podchodzę więc, a on przygląda się moim włosom, które sięgają za uszy i kręcą się lekko przy końcach. Zawsze zaczesuję je po prostu do tyłu, ponieważ nie mam nigdy ochoty na układanie ich.
-Michelle też w takim czymś wystąpi? -pytam.
-Oczywiście, że nie. Przecież jest po trzydziestce. Pomyśl jakby w tym wyglądała. -W jego głosie wyczuwam kpinę.
Rozlega się muzyka rozpoczynająca Paradę Trybutów. Nietrudno ją usłyszeć, brzmi w całym Kapitolu. Trybuci są proszeni o zajęcie miejsca w rydwanach, więc staję koło Michelle, która ma na sobie zwiewną suknię do kostek przypominającą fale morskie. Włosy luźno opadają jej na ramiona. Obok nas pojawia się Iris i Vamos podnosząc nas na duchu komplementami na temat naszych strojów i wyglądu. Kiedy patrzę na innych trybutów, którzy ubrani są diamenty, drogie tkaniny albo wymyślne projekty czuję zażenowanie moim strojem. Odwracam się i widzę, jak trybuci z szóstki pokazują na mnie palcem i uśmiechają się drwiąco. Spoglądam w dół, na swoje odsłonięte ciało i dochodzę do wniosku, ze trzeba było jednak ubrać ten dres i koszulkę polo. Nie chcę tak wystąpić. Wielkie wrota otwierają się i pierwszy rydwan rusza. Cały świat ma mnie tak zobaczyć? Rusza dwójka i trójka. Teraz my. Nie, nie mogę tak wystąpić.
W jednej chwili wyskakuję na ziemię i patrzę na oddalający się rydwan z samą Michelle.
-Za chwile powinni zjawić się wasi styliści. Tylko przywitajcie ich ładnie. - To jedyne co mówi.
Po chwili słyszymy charakterystyczny odgłos świadczący o tym, że winda właśnie wjechała na nasz poziom. Wychodzą z niej dwie osoby. Mężczyzna i kobieta mniej więcej w tym samym wieku, ubrani w identyczne stroje składające się ze śmiesznych, typowo kapitolińskich kombinezonów w kolorach różu i fuksji. Kobieta swoje kasztanowe włosy uczesała w ogromny kok, oczy i usta pomalowała w wyzywający sposób, a do kombinezonu przypięła mnóstwo różowych kwiatów. Mężczyzna ma szczupłą twarz, na której pojawił się kilkudniowy zarost. Jego skóra jest koloru kawy z mlekiem, a oczy są lekko pomalowane czarną kredką.
-Jonathan i Michelle tak? -mówi kobieta. -Jestem Iris, a to Vamos, wasi styliści. Pomożemy wam dobrze się dziś zaprezentować. Mi przydzielili Michelle a Vamosowi Jonathana. Spotkamy się tu za godzinę, kiedy już wybierzemy wam stroje na Paradę. -mówi, po czym bierze Michelle pod rękę i odchodzi.
-Witaj, Joanthan.- rzuca Vamos.
-Witaj. - odpowiadam cicho.
-Chodź, mam coś specjalnie dla ciebie.
Wchodzimy do mojego pokoju. Vamos rzuca na łóżko stylizację schowaną w pokrowcu, którą przyniósł tu ze sobą. Podchodzi do szafy i szuka w niej czegoś, po czym rzuca przez ramię:
-Mamy tylko godzinę, więc lepiej się nie ociągać.
Przytakuję głową.
Vamos podchodzi do stylizacji leżącej na łóżku i rozsuwa zamek pokrowca. Chcę zobaczyć co się w nim znajduje ale stylista zasłania mi widok ramieniem. Kładzie strój na łóżku, lekko go wygładza, po czym oznajmia, że mogę już zobaczyć.
Spodziewałem się różnych projektów, ale to co teraz widzę po prostu zabiera mi mowę. To coś na wzór granatowych majtek na szelkach ze złotej liny.
-Nie założę tego. -parskam.
-Oczywiście, że założysz. Chyba, że wolisz wystąpić w dresach i koszulce polo. -wskazuje na moje ubranie- to jest show, musisz jakoś się wyróżnić.
-I ubrać się jak męska dziwka? Nie dzięki. -odgryzam się.
Podchodzi do mnie, kładzie mi dłonie na ramionach i zbliża twarz.
-Założysz to czy tego chcesz czy nie. Zrozum, że chcę ci pomóc. -mówi głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Trochę się go boję, więc łapię strój i zmierzam z nim do łazienki by go ubrać. Katem oka widzę uśmiech tryumfu na jego ustach, więc rzucam mu wrogie spojrzenie. Zamykam za sobą drzwi, po czym siadam na wielkiej, ceramicznej wannie. Z całych sił ciskam strojem o podłogę, jednak od razu go podnoszę i przypatruję się mu dokładnie. To jakaś porażka.
-Muszę się wyróżnić. Muszę zabłysnąć. -szepczę sobie, kiedy wciskam kreację na siebie. Strój jest bardziej obcisły niż myślałem. Może Kapitolińczyków coś takiego rajcuje ale ja czuję się w tym okropnie. Powoli wychodzę z łazienki. Vamos czeka już przed lustrem by zająć się moją fryzurą. Podchodzę więc, a on przygląda się moim włosom, które sięgają za uszy i kręcą się lekko przy końcach. Zawsze zaczesuję je po prostu do tyłu, ponieważ nie mam nigdy ochoty na układanie ich.
-Michelle też w takim czymś wystąpi? -pytam.
-Oczywiście, że nie. Przecież jest po trzydziestce. Pomyśl jakby w tym wyglądała. -W jego głosie wyczuwam kpinę.
***
Rozlega się muzyka rozpoczynająca Paradę Trybutów. Nietrudno ją usłyszeć, brzmi w całym Kapitolu. Trybuci są proszeni o zajęcie miejsca w rydwanach, więc staję koło Michelle, która ma na sobie zwiewną suknię do kostek przypominającą fale morskie. Włosy luźno opadają jej na ramiona. Obok nas pojawia się Iris i Vamos podnosząc nas na duchu komplementami na temat naszych strojów i wyglądu. Kiedy patrzę na innych trybutów, którzy ubrani są diamenty, drogie tkaniny albo wymyślne projekty czuję zażenowanie moim strojem. Odwracam się i widzę, jak trybuci z szóstki pokazują na mnie palcem i uśmiechają się drwiąco. Spoglądam w dół, na swoje odsłonięte ciało i dochodzę do wniosku, ze trzeba było jednak ubrać ten dres i koszulkę polo. Nie chcę tak wystąpić. Wielkie wrota otwierają się i pierwszy rydwan rusza. Cały świat ma mnie tak zobaczyć? Rusza dwójka i trójka. Teraz my. Nie, nie mogę tak wystąpić.
W jednej chwili wyskakuję na ziemię i patrzę na oddalający się rydwan z samą Michelle.